Czy świeci słońce, czy kropi deszcz – codzienne spacery to u nas rzecz święta. Po pierwsze, mamy podhalanki, które kochają ruch. Po drugie, spacer to nie tylko „załatwienie potrzeb”, lecz także fitnes dla mózgu. A wreszcie – to nasz rodzinny rytuał, dzięki któremu dzień wskakuje na dobre tory.
Zazwyczaj chodzimy całą ferajną. Najczęściej Bianca maszeruje ramię w ramię z Lawendą (domowo: Lawi). Elizę zabieramy osobno – tak lubi, tak jej wygodniej i, co ważne, wtedy możemy skupić się tylko na niej. Dziś jednak Lawi… ogłosiła strajk. Ponieważ trafiła jej się skóra wołowa wyjątkowo godna uwagi, uznała, że to misja priorytetowa. W związku z tym została w domu, aby dopilnować, żeby nikt tej skóry nawet nie powąchał. 😉
Dlaczego spacer jest „must-have”, nawet gdy pada?
Krótko mówiąc – bo działa cuda. A teraz nieco szerzej:
- Wybiegany pies = szczęśliwy pies. Dzięki ruchowi schodzi napięcie, a energia znajduje zdrowe ujście. W rezultacie w domu robi się ciszej i spokojniej.
- Węszenie to psi Netflix. Nos pracuje, mózg analizuje, a pies „czyta” świat jak książkę zapachów. Co więcej, to męczy lepiej niż długi bieg.
- Emocje mają ujście. Spotkania, dźwięki, zapachy – pies doświadcza różnych bodźców i uczy się je regulować. Dzięki temu pewność siebie rośnie.
- Relacja rośnie w siłę. Gdy idziemy razem, rozmawiamy po psiemu: gestem, linką, spojrzeniem. I właśnie wtedy budujemy zaufanie.
- Rutyna daje ramy. Nawet krótki spacer o stałej porze porządkuje dzień. Co istotne – porządkuje też nasz.
Słońce? Super. Deszcz? Też super (serio!)
Na pierwszy rzut oka mokry spacer to średnia przyjemność. A jednak: każda pogoda to inny koncert wrażeń. Po deszczu zapachy są intensywniejsze, wiaterek roznosi „wiadomości”, a kałuże niosą zaskakujące historie okolicznych kotów i jeży. Dlatego my wychodzimy zawsze. Najpierw marudzimy, potem śmiejemy się z siebie, a ostatecznie wracamy z bananem na twarzy.
Jak planujemy „ferajnę” na trasie?
- Bianca + Lawenda – dynamiczny duet. Raz troty, raz galop, a między nimi wspólne tropienie.
- Eliza – solistka. Potrzebuje spokojniejszego tempa i większej uwagi, dlatego ma „randki” 1:1.
- Dziś: Lawi wybrała „projekt Skóra Wołowa”, więc w teren poszłyśmy tylko z Biancą. I bardzo dobrze – mogłyśmy zrobić dłuższy trening węszenia i kilka przywołań „na medal”.
Nasz patent na wartościowy spacer
Aby spacer naprawdę karmił psa, dodajemy proste elementy:
- Pauzy na węszenie – świadomie zwalniamy i „odpuszczamy kontrolę”.
- Mini-zadania – np. okrążenie krzaczka, wejście na pień, target na dłoń.
- Zabawy w nagrodę – przeciąganie linki, krótki pościg za patykiem (bez obsesji patykowej 😉).
- Krótkie „siad i patrz” – uczymy się wyciszać między bodźcami.
Dzięki temu pies nie tylko „idzie”, ale doświadcza. A ponieważ doświadcza mądrze, wraca spełniony.
Co zrobisz, gdy pies „wybiera kanapę”?
Niektóre dni wyglądają tak, jak dziś u Lawi: skóra wołowa > spacer. Spoko! Zamiast wojny robimy kompromis. Najpierw 10–15 minut gryzaka, a potem krótka runda na podwórku. Czasami odwrotnie: krótki spacer najpierw, gryzak później. Najważniejsze, aby pies coś dostał – porcję ruchu, porcję węszenia i porcję relaksu.
Podsumowanie (i mała motywacja na deser)
- Spacer działa zawsze: w słońcu, w deszczu i w „bylejako”.
- Poza tym wspiera kondycję, wycisza emocje i buduje relację.
- A przede wszystkim – to wspólny czas, którego nie zastąpi nic innego.
Dlatego jutro znów ruszamy. Najpierw sprawdzimy, czy Lawi zakończyła „Projekt Skóra”. Następnie zabierzemy ją na pachnące po deszczu łąki, a potem… wiadomo: przytulasy, miska i drzemka. Kolejność dowolna.
















Dodaj komentarz