21 listopada 2025 zapisze się w naszej hodowlanej kronice jako dzień totalnego psiego szaleństwa. Spadł pierwszy śnieg w tym sezonie — miękki, puszysty, skrzypiący pod łapami — i od rana można było poczuć, że w powietrzu unosi się coś więcej niż tylko zimowa mgiełka.
Nasze podhalanki… cóż, one po prostu oszalały ze szczęścia.
Wybiegły na podwórko jak pociski białej radości, a potem zaczęło się to, co zawsze w takiej chwili wygląda jak psia wersja koncertu rockowego: skoki, sprinty, tarzanie się w zaspach, pojedynki na śniegowe chmurki i wielkie, szerokie uśmiechy, które tylko podhalan potrafi zrobić tak szczerze.
Przez pierwsze pięć minut nie wiedziały kompletnie, co mają zrobić najpierw:
– skakać?
– biegać?
– tarzać się?
– podjadać śnieg?
– gonić siebie nawzajem?
– a może po prostu robić wszystko jednocześnie?
I właśnie to wybrały.
Przyznam, że patrząc na nie, człowiek nagle zapomina o całym świecie. Zostaje tylko to tu i teraz: biały puch, merdające ogony i ta czysta, niepodrabialna radość, która zawsze rozbraja w najmniej oczekiwanym momencie.
Są takie chwile w hodowli, kiedy zatrzymujemy się i myślimy:
„Właśnie po to to robimy.”
Nie dla ocen, nie dla papierów, nie dla wystaw (choć je też kochamy).
Ale dla tego widoku — szczęśliwych, pełnych życia psów, które uczą nas, że radość można znaleźć w najprostszych rzeczach.
W pierwszym śniegu.
Gonitwie.
Zasapanym pysku pełnym białego puchu.
Kiedy patrzy się, jak nasze podhalanki biegną do nas przez zaspy — z uszami podskakującymi na boki i miną „mamo/tato, widzisz jak frunę?!” — trudno nie wzruszyć się choć odrobinę.
Zostawiam Wam kilka zdjęć z tego magicznego dnia.
Jeśli pierwszy śnieg ma rozpocząć zimę w takim stylu… to my jesteśmy gotowi na jeszcze więcej. ❄️❤️
























Dodaj komentarz